Spacerek po linie…

Od czerwca bieżącego roku z kartą MULTISPORT można skorzystać z atrakcji pod tytułem – park linowy. Nie wszędzie i nie za darmo, ale z dopłatą – w naszym mieście to koszt 15 zł.

No i jak nie skorzystać….?

Nie wiem jak Wy, ale ja widziałam park linowy tylko z bezpiecznej odległości i wyobraziłam sobie, że to zabawa na świeżym powietrzu, typowo rekreacyjna a nawet wypoczynkowa w formie zwiedzania.

Nic bardziej mylnego…

Pierwsza trauma rozpoczęła się na szkoleniu, które odbywa każdy nowy uczestnik- samo zamachowiec. Ze względów bezpieczeństwa – nie wzięłam okularów…. zatem jak przemiła, młoda laseczka pokazywała jak przypinać karabińczyki przeszły mnie dreszcze. Ostatni raz taką traumę przeżyłam w podstawówce, przy cyklicznym badaniu wzroku. Stawało się wówczas na drugim końcu gabinetu pielęgniarskiego i należało odczytywać litery, zakrywając jedno oko dłonią. Ja w sekundę zalałam łzami. Wówczas, empatyczna Pani wzruszona moim losem, pocieszała mnie, że to nie szkodzi, że nie widzę tych liter a sprawa była gorsza – ja nie widziałam długopisu, którym te znaki pokazywała.

Tu sprawa była dogłębnie stresująca – bo gdybym się nie przypięła, choćby jednym karabińczykiem, to bym się zwyczajnie spierdzieliła na parter. Wstyd wisieć a cóż powiedzieć spaść.

Mój facet jest szalenie inteligentny. Spojrzał na mnie tylko raz i powiedział – Ty się dzieciaku zabijesz…..

No ale poszliśmy. Mam ubezpieczenie na życie.

Na trzeciej przeszkodzie rozjechały mi się nogi w szpagat i zachciało mi się płakać. W sumie nie płakać – wyć – z bólu i bezsilności. Gdyby przy każdej przeszkodzie istniała możliwość ewakuacji – ludzie korzystaliby z tej sposobności, a ja to już na pewno.

Jeśli chodzi o całą zabawę w parku linowym to chociaż raz w życiu trzeba to przeżyć. No właśnie – przeżyć.  Zwłaszcza grupowo – parami, w związku. Otrzymałam dużo wsparcia i motywujących słów. Chociaż moja druga połowa jest szalenie wysportowana, to także, miała nielekko. To facet, który kocha wszelkie ekstremalne sytuacje sportowe a jakoś uśmiechu podczas zwiedzania – nie zauważyłam. Należy wiedzieć, że to niemały stres a przede wszystkim – spory wszystkim wysiłek fizyczny polegający na niemałej sile rąk. Wysokość nie jest tutaj akurat najdramatyczniejsza, ale zaburzenia błędnika, już tak. Można się pohuśtać jak tarzan, powspinać po siatce, pozjeżdżać a cała zabawa jest totalnie bezpieczna. No chyba, że się nie przypniesz….

Za jakiś czas będę się z tego śmiać, ale póki co nie mogę dotykać dłońmi ciepłej wody – tak piecze – rekreacyjny spacer na linie.

 

3 myśli w temacie “Spacerek po linie…

Dodaj komentarz