Mirror

Zaczynam obsesyjnie patrzeć w lustro. I nie tylko po to, żeby sobie z kimś inteligentnym pogadać. Nikt, jak ja – nie pochwali swojego odbicia elokwentnymi epitetami (i jeszcze w to uwierzy). Nikt, jak ja,  nie opierdzieli mnie samej w lustrze – dosadnie i szczerze ( w zależności od natężenia światła).  I nikt, nie pierdzielnie takiego przemówienia motywacyjnego – jak ja sama- gdzie się jeszcze wzruszę.

Gadanie z sobą w lustrze jest uznawane za domenę ludzi narcystycznych. Nie sądzę. To domena ludzi samotnych.

Jakiś przedziwny korowód ludzi przychodzi do mnie do pracy z zapytaniem – Czy byłam tu w zeszłym roku??! Byłam. Początkowo, uśmiechałam się na to pytanie – teraz – jak wiem już o co chodzi… – marszczę brwi wrogo, stroję kobiece foszki i czekam… na te słowa kojące… – zmieniła się Pani, w tamtym roku była Pani ładniejsza…. Wrrrr.

Przeanalizowałam to. Owszem, jestem o rok starsza. Zmarszczek jakoś specjalnie mi nie przybyło, ani kilogramów. Styl ubioru i makijażu – bez zmian. Zatem co? No włosy!

Mężczyźni wolą jednak blondynki!

Mój miodowy odcień włosów blond, to dla facetów jakiś rudy, jakiś wymyty i wypłowiały brąz, jakiś ciemny, jakiś jakiś niezbyt określony kolor. Kojarzony z latami, smutkiem, i hit roku – małżeństwem.

Co ich tam obchodzi, ze rozjaśniacz niszczył mi włosy. Jasny blond to synonim świeżości, wdzięku, dziewczęcego uroku, radości, ciepła i seksowności…

No nic. Trzeba pomalować włosy.